Juniper mieszka w dużym domu, w takim z prawdziwego zdarzenia, czyli ze służbą, wieloma pokojami, zapewne przy okazji ma najlepsze i najnowsze ,,hity" wśród zabawek. Żeby dodać kolorytu, to jej rodzice są ogromnie sławnymi aktorami, pokarmem dla kolorowych czasopism i być może tematem plotek. Juniper, wydawać by się mogło, że jest urodzona pod szczęśliwą gwiazdą i mieszka pośród gwiazd, ale takich filmowych. Nie brakuje jej niczego, oprócz miłości rzecz jasna. Czy tylko tyle? Ależ to bardzo wielka strata i ogromny brak. Odwieczny problem: coś kosztem czegoś. Albo artysta, albo rodzic. Albo być bogatym i nieszczęśliwym, albo biednym i pełnym szczęścia.
Czytając pierwsze strony powieści miałem wrażenie, że to typowa książka dla dzieci. Bohaterką jest kilkunastoletnia dziewczynka, ma przyjaciela z identycznym problemem rodzinnym. Jak to zazwyczaj bywa: dwie pokrewne dusze odnajdują wspólną drogę. Dzieciaki za wszelką cenę chcą rozwiązać zagadkę dziwnego zachowania rodziców obojga. Ci, którzy liczyli na typową opowieść dla dzieci, zawiodą się i to już prawie w połowie książki. Pod płaszczem niby łagodnej historii o samotnych dzieciach kryje się groza i odrobina strachu. Powieść jak najbardziej odpowiednia dla dzieci, ale obecność lekkiej nutki grozy i strachu sprawi, że i na rodzicach się nie zakończy. Właściwie to, co przekazuje konkretne wartości i przy okazji, a właściwie to głównie, dostarcza emocji, jest dla każdej grupy wiekowej. Świat dzieli się na tych, którzy już wiedzą o tym, że są wewnątrz choć trochę dziećmi i na tych, którzy dopiero to odkryją. Spokojnie, kwestia czasu :)
,,Juniper Berry" to powieść na pograniczu familijnej opowieści, a poniekąd fantasy lub baśni. Mamy tajemnicze drzewo i podziemny świat pełen symboli, hieroglifów, masywnych drzwi i nieznanych pomieszczeń. Dwójka dzieci, dziwny kruk, rodzice, którzy stali się całkiem kimś innym, a do tego mroczna i pełna tajemniczości kraina. Dla bohaterów powieści cała ta sytuacja to istny grom z jasnego nieba, przygoda życia lub zakończenie swego krótkiego żywota. Natomiast dla czytelnika to historia o realnym problemie, jakim jest samotność i odrzucenie przez rodziców. To też wizja siły przyjaźni, która wszystko pokona. Jest to także opowieść o krainie, która mieści się tuż obok prawdziwego świata i w której wszystko rządzi się całkiem innymi zasadami. W książce autor zawarł właściwie to, co najcenniejsze we współczesnych powieściach dla dzieci z gatunku fantasy lub pogranicza baśni. Przyjaźń dzieci, która wcale wszem i wobec nie jest akceptowana przez rodziców Juniper, wspólne spędzanie czasu, które ma na celu choć na chwilę porzucić troski, przypomina mi ,,Most do Terabithii". Magiczna kraina, tajemnicze komnaty, dzieci z naszego świata, mroczne istoty i emocje, które tworzą jakąś dziwną sferę, przywodzą mi na myśl ,,Opowieści z Narnii" C.S. Lewisa. Dawne uczucia związane z krainą Aslana z powieści wspomnianego pisarza w pewnym momencie powróciły. Mroczność i nieprzewidywalność nie mówią czytelnikowi, że wszystko dobrze się skończy. Konwencja powieści dla dzieci podpowiada, że całość uwieńczy ,,happy end". Tylko czy ,,Juniper Berry" to typowa historia dla najmłodszych?
Kozlowsky nie stworzył nowej mitologii, nie wprowadził do swego utworu mnóstwa alegorii, ale udało mu się utrzymać poziom. Nie jest to fantasy na tolkienowskim poziomie, nie wiem, czy podobieństwa do Narnii rzucają się wprost w oczy. Po 130 stronach (całość ma ponad 260, a więc w połowie) już zatęskniłem za tą książką i zastanawiałem się nad tym, kiedy do niej powrócę, bo wiadome już było, że teraz będzie już z górki. W ciemno skolekcjonowałbym kolejne tomy przygód Juniper, gdyby autor chciał je stworzyć. Myślę, że dobra reklama i za rok lub dwa Kozlowsky nie będzie schodził z list bestsellerów. Wiem, że autor był nauczycielem. Jeśli jest nim nadal, to niech da swym uczniom jakąś pracę i niech pisze, ile się da, niech kreuje nowe światy i bohaterów. Golding pisywał na lekcjach pod ławką swego ,,Władcę much" i przyniosło mu to Nagrodę Nobla. Kozlowsky namiesza jeszcze i na pewno o nim usłyszymy!...
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Pani Annie Wawrzyniak
------------------
Okładka oraz logo pochodzą ze strony Wydawcy (link powyżej)
Nie czytałam,a warto by było się z nią zapoznać;)
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco na chłodne wieczory, a właściwie na jeden wieczór, bo szybko się czyta :)
OdpowiedzUsuń