Bardzo rzadko zdarza mi się dla książki zarwać nockę w sensie dosłownym. Bo gdy kładę się wraz pianiem kogutów (czyt. dzwonów obwieszczających jutrznię) to zawsze sobie te 5 godzin pośpię do godziny 11. Dziś stał się wyjątek: mój wypoczynek rozplanowałem na 3,5 godziny snu i dobrą książkę. Na moją poranną ospałość i na wory pod oczami wpłynęła... ,,Dżuma" Alberta Camusa.
Zaczyna się groźnie: leżą martwe szczury. Potem cała masa gryzoni. I to jeszcze nie koniec, bowiem dzieje się coś dziwnego. Nie wiem czemu, ale początek książki skojarzył mi się z ,,Mgłą" S.Kinga (a właściwie to z filmem na podstawie powieści). No dobra, ale do rzeczy: ludzie mają dziwne objawy, ropa, rany, wysypki. No co jak co, ale autor dosyć skrupulatnie raczy czytelnika opisami objawów występujących u ludzi. Zapada wyrok: dżuma. Mamy XX wiek, na świecie dokonuje się coraz większych odkryć, wszędzie panuje rozwój technologiczny, a w ukazanym mieście panuje epidemia choroby, która kojarzy nam się raczej ze średniowieczem. Ludzie umierają setkami, prasa podaje każdego dnia liczbę ofiar, a pogrzeby wykonuje się w błyskawicznym tempie. Mieszkańcy Oranu są skazani na kwarantannę, a na każdym kroku widać śmierć. Chcielibyśmy, aby to była wizja rodem z jakiegoś science fiction, ale niestety tak mogła wyglądać epidemia dżumy na kartach historii świata (oczywiście bez tej otoczki techniki). Powiem szczerze, że widoki są mocne i to jest jedna z tych książek, które wyróżniają się w kanonie literatury (czyli w podręcznym bagażu humanisty-książkoluba). Naszym przewodnikiem jest doktor Rieux, który jest zarazem... niech to zostanie tajemnicą ostatnich stron powieści. Mogę tylko tyle dodać, że bohaterowie nie są jednobarwni i na każdą postać składa się cała masa różnych zachowań, warstw natury ludzkiej i tym podobnych. Gdzieś wpadło mi w oczy, że powieść reprezentuje egzystencjalizm. Rzeczywiście, refleksji o ludzkim życiu, o sensie istnienia i roli człowieka jest tu sporo. Zresztą, zawsze tam gdzie występuje śmierć, pojawiają się pytania o nasz ziemski byt i Wieczność.
,,Dżuma" to książka wyjątkowa, bardzo dobrze napisana, dopracowana w detalach, mająca przesłanie, intrygująca, wciągająca, ale też bez odpowiedniego zaangażowania od strony czytelnika potrafiąca nie trafić do warstwy estetycznej człowieka. Miałem na początku duży problem ze skupieniem się i ,,wejściem" w przedstawiony świat. Myślałem, że przez tę trudność na początku już nie dam się porwać i będę tylko biernym obserwatorem, który po kilku dniach zapomni to, co się działo w środku. Dobra książka zapada na długo w pamięć. ,,Dżuma" taką powieścią jest. Gdyby nad moją głową nie piętrzyła się teraz cała masa książek, poczytałbym jeszcze raz chociaż fragmenty. No cóż, mam nadzieję, że do starości (jeśli takowa będzie mi dana) znajdę tę chwilę, aby powtórzyć sobie lekturę tejże książki. Gdybym dawał na tym blogu poszczególnym książkom oceny, ta dostałaby notę wysoką. Polecam!
------
Okładka pochodzi ze źródeł własnych :D
genialnalna książka naprawdę. U mnie recenzja singla Leony Lewis
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz :)
UsuńU Ciebie już byłem i zostawiłem komentarz :)
Pozdrawiam,
dp
uwielbiam, choć to lektura
OdpowiedzUsuńWiele lektur zaskakuje :) U mnie na czele oczywiście poza ,,Dżumą" są: ,,Zbrodnia i kara", ,,Lalka", ,,Ferdydurke", ,,Kwiatki Świętego Franciszka z Asyżu" i ,,Mistrz i Małgorzata" (mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem).
UsuńPozdrawiam,
dp
czytałam bardzo dawno temu, chętnie odświeżę sobie o niej pamięć, bo wspominam pozytywnie :)
OdpowiedzUsuń