"Za pięć godzin zobaczę Jezusa". Młody chłopak, który był w kwiecie wieku schodzi nagle na złą drogę. Potrzebne było trochę pieniędzy... no i tak naprawdę nie miał zginąć człowiek. To miało być tylko nastraszenie, sprzedawca dałby jakąś sumkę, towarzystwo rozbiegłoby się po kątach i na tym cała akcja by się skończyła. Stało się inaczej. Zginął niewinny człowiek, a Jacques trafił do więzienia, gdzie czekała go kara śmierci. Właściwie to nie można było liczyć na nagłe ułaskawienie, bowiem dowody były jasne. W ludzkich oczach, w ich osądach, chłopak był już skończony, ale jego Stwórca nim nie pogardził (i właśnie o tej drodze do Boga opowiada książka). Chłopak przebywając w więzieniu rozumie swój błąd, żałuje dawnych czynów, ale też wie o czekającej go karze. Nawraca się, przechodzi przemianę, a jako zadośćuczynienie swych grzechów postanawia pisać dziennik, który ma być ofiarowany kilkuletniej córce - Weronice, która niedługo straci ojca. Właśnie te zapiski są oddane w ręce czytelnika. Ostatecznie trzymamy w rękach lekturę bolesną, poruszającą trudną i nasyconą szczerością tematykę, a przy okazji na własne oczy widzimy wnętrze ludzkiej duszy, której krzyk został przelany na papier. Zapiski Jacquesa są głębokie i ocierają się o kwestie wiary, bezgranicznego zaufania Stwórcy z punktu widzenia skazanego na śmierć więźnia. W książce porusza postawa Fescha: wie, że za kilka dni umrze, w więzieniu nie mówi się o niczym innym, a mimo to skazany jest pogodzony ze światem i nadchodzącą śmiercią, nie popada w panikę i cała ta sytuacja nie przeszkadza mu w pełnym zawierzeniu się Jezusowi, bezgranicznemu zaufaniu Bogu, modlitwie, a także codziennemu odczytywaniu Mszy. Jacques w więzieniu miał okazję wiele czytać i pomogło mu to w obraniu za swą przewodniczkę duchową św. Teresę od Dzieciątka Jezus, której pisma poznawał i wypraktykowywał.
Dziennik Fescha nie jest jedynie zapiskami do najbliższych. Owszem, nie brakuje w nim prywatności, opisu więziennego życia, czy też słów do najukochańszej córeczki, ale to wszystko jest tylko tłem do prawdziwej treści, którą stanowią kwestie religii, osobistego kontaktu z Bogiem, postów i modlitwy, Miłości Bożej, zaufania i głęboko przeżywanej relacji ze Stwórcą. W dzienniku słychać Biblijne echa, czy też głos pism mistyków, które Jacques poznawał dzięki bibliotece. To wszystko sprawiło, że dziennik (który wcale nie miał być wydawany i stanowił jedyny prezent, jaki jego autor mógł dać swej córce w ramach zadośćuczynienia) stał się przesłaniem dla każdego, kto wątpi, szuka Boga, lub też ze względu na swoje winy czuje się odrzucony. Jacques zmarł w wieku 27 lat. Tak młody wiek, skonfrontowany z zapiskami w dzienniku, czyni z tej książki poruszające świadectwo ludzkiego cierpienia, pogodzenia się ze światem, wewnętrznej walki i życia w oczekiwaniu na Wieczność. Treści zawarte w książce są bardzo dojrzałem, głębokie i aż trudno uwierzyć, że stworzyła je tam młoda osoba. To naprawdę zadziwia.
Sam tytuł: "Za pięć godzin zobaczę Jezusa" jest szokujący, ale zarazem pełen nadziei. Człowiek, który z jednej strony już jest pewien tego, że musi niedługo umrzeć, już po części pogodził się z tragicznym wyrokiem, silnie wierzy w to, że niedługo ujrzy Boga wybaczającego wszelkie grzechy. Czy tę książkę można nazwać świadectwem? A może lustrem ludzkiej duszy? Ta historia, ta forma, to wszystko wykracza poza tradycyjne i znane określenia. Bardzo podoba mi się zwrot użyty we wstępie książki: "łabędzi śpiew". Tak, ten dziennik jest właśnie najczystszą z nut kogoś, kto właśnie umiera. Zapiski są pozbawione udawania, zbędnego gołosłowia. Są natomiast obfite w szczerość i autentyzm i masę emocji... całą ich masę... Czy to w ogóle możliwe, żeby ta tragiczna historia chłopaka, który pogubił się w świecie i przez z pozoru głupi kawał został skazany na śmierć, mogła mieć w tle (paradoksalnie) lekki powiew optymizmu? Jacques jako jedno z ostatnich zdań napisał: "za pięć godzin zobaczę Jezusa". Skąd ta pewność? Inaczej po prostu nie mogło być po tym, co możemy ujrzeć na kartach tego niezwykłego, osobistego, wręcz w sposób intymny odsłaniającego duszę dziennika. Po prostu nie mogło być inaczej...
Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję Pani Ani oraz Wydawnictwu Promic
-------------------
Okładka oraz logo pochodzą ze strony Wydawcy (link powyżej)
Recenzja także na portalu Wiadomosci24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz